poniedziałek, listopada 07, 2005

Vinales. Rozdzial pierwszy.


Vinales!!!!! Przepiekne! "Zobaczyc Vinales i umrzec!", chcialoby sie powiedziec. Szczegolnie, ze dojechanie tu kosztowalo nas tyle wysilku. Vinales to wlasciwie 2 ulice - pare sklepow, stacja benzynowa, poczta, nic specjalnego (no, oprocz rzecz jasna Pollo Montanez, ale o tym dalej ;-). Tyle tylko, ze to "nic specjalnego" znajduje sie w regionie tak zielonym, gorzystym, malowniczym i do tego jeszcze bogatym w jaskinie!!!
Przyszlo nam w Vinales po raz kolejny spedzic nocleg nielegalnie. Ceny w Casach Particular byly za wysokie, wiec skorzystalismy z oferty pewnego pana, ktory zaproponowal nocleg w swoim mieszkaniu, za rozsadna kwote 20 peso (za trzecia noc placilismy juz tylko 15). Poza tym w ten sposob moglo sie spelnic nasze kolejne kubanskie marzenie - zamieszkanie w bloku! Do tej pory wydawalo nam sie to nierealne.
Z samego rana ruszylismy w strone gor. Chcielismy dotrzec do jaskini z "basenem" w srodku. Nie nalezala ona do bardzo turystycznych, o jej istnieniu powiedzial nam nasz gospodarz. Wszystkie wycieczki podjezdzaly raczej autokarami pod 2 najbardziej znane jaskinie, gdzie wstep byl platny i wszystko bylo juz bardzo "obrobione" pod turystow.
My poszlismy przepiekna, dzika sciezka, blocac sobie i moczac niewiarygodnie buty, zeby w koncu zabladzic i w szalasie, gdzie suszyl sie tyton znalezc pewnego dziadka - miejscowego rolnika, ktory wzial z szalasu worek, wlozyl don 2 lampy i przez pola i chaszcze doprowadzil nas do najcudowniejszego miejsca na ziemi, do ... jaskini de la silencia.
Z jaskini wyplywala rzeka. Kiedy weszlo sie 5 metrow wglab nie widac juz bylo nic. Bez lamp i chropowatej reki naszego przewodnika, nigdy bysmy tej jaskini nie przeszli. Nasz przewodnik pachnial dymem z paleniska.
Lazilismy miedzy najkosmiczniejszymi formami skalnymi jakie mozna sobie wyobrazic. I w koncu doszlismy do... jaskiniowego jeziora, do ktorego czympredzej wskoczylismy. Nie musze chyba wam mowic, jak genialne to bylo przezycie.
Naprawde szczesliwi wylazilismy z powrotem na normalny lad.
Chodzilismy po okolicy jeszcze przez pare godzin. Wioski. Kolorowe swinie. Ptaki.
Wpakowalismy sie w jakies chaszcze i posiekalismy sobie cale nogi. Bolesnie.

Brak komentarzy: